„Bezdech senny to choroba. Więcej. To choroba zagrażająca życiu!” Tymi słowami przywitała nas, pacjentów, pani dr pulmunolog na korytarzu w małym gminnym szpitalu w Białej (prudnickiej). Nie, na co dzień pani doktor w nim nie pracuje. Jak więc do niej trafiłam?
Warto wiedzieć, że nasz gminny szpital w Białej to w pewnym sensie (przynajmniej dla mnie) ewenement. Posiada dwa oddziały (kardiologię i internistyczny) i nie wykonuje się w nim operacji. Dla mnie to nowość, bo zawsze wydawało mi się, że do szpitala to głównie na zabiegi, operacje, albo w nagłych wypadkach się ludzie udają. W Białej natomiast można się położyć na diagnostykę i również ja właśnie na taką okoliczność tam trafiłam.
Bezdech senny – jak się to bada?
Jednym z badań, które mi wykonano była polisomnografia, czyli badanie spania. Na czym to polega? Chorego, którego podejrzewa się bezdech senny, a każdą osobę z nadwagą się podejrzewa, podpina się do sporej ilości kabelków. Z tymi kabelkami i urządzeniem, które rejestruje sobie różne wskaźniki chory idzie spać na jedną noc. Nad ranem przychodzą pielęgniarki i ściągają całość z pacjenta. Tylko tyle i aż tyle. Podejrzewam, że maszynka wypluwa później odpowiednio przetworzone wyniki, dzięki którym wiadomo, czy chorego i na ile dotyczy problem bezdechu sennego. Całość jest bezbolesna, a urządzenie w ogóle nie przeszkadzało mi w spaniu.
Normalnie na takim badaniu się kończy, natomiast mnie w szpitalu podpięto również w kolejną noc – tym razem do maszynki ułatwiającej spanie. Już bez kabelków, po prostu wieczorem panie pielęgniarki przyniosły urządzenie z rurą i maskę na twarz. Maskę dopasowałyśmy do moich wymiarów, pokazano mi, jak podłączać i odłączać rurę (gdybym musiała w nocy wstać), włączono całość i spałam z tym „ustrojstwem” całą noc. Jak było rano? Rano w miarę normalnie, ale jeszcze do południa zauważyłam, że jestem bardzo fajnie rozluźniona!
Bezdech senny – kontakty z pulmunologiem
Kolejnym krokiem było zapisanie na listę. Po co? Okazało się, że szpital współpracuje z pewną panią doktor pulmunolog i w ramach pobytu na oddziale można jeszcze skorzystać z wizyty u lekarki już po wyjściu do domu. Po prostu kilka dni wcześniej panie z rejestracji dzwonią z informacją, kiedy i o której taka wizyta może mieć miejsce. Wprawdzie w międzyczasie na własną rękę szukałam zarówno pulmunologa, jak i różnych innych możliwości leczenia bezdechu, niestety nic nie znalazłam, więc postanowiłam skorzystać.
Cała wizyta długo nie trwała, ale:
- pani doktor przeanalizowała moje wyniki i dowiedziałam się, że normalnie podczas snu mam AHI = 95 (to znaczy średnio 95 bezdechów na godzinę spania!), natomiast z urządzeniem wspomagającym oddychanie spada do około 15,
- dowiedziałam się, że uczucie puchnięcia języka i gardła w jamie ustnej podczas spania i gdy się budzę to objaw bezdechu właśnie,
- okazało się, że jak unormuję oddech podczas snu, to powinnam lepiej chudnąć i pozbyć się nadciśnienia.
Wow, prawda? Poczułam, że w końcu znalazłam lekarza, który mnie rozumie! Niestety przy okazji po raz kolejny potwierdziłam, że lekarze interniści pracujący w przychodniach w pierwszym kontakcie za bardzo to się nie orientują…
Bezdech senny – co dalej?
Porozmawiałyśmy również o dalszych krokach. Okazało się, że jeśli zdecyduję się na urządzenie do wspomagania oddychania – za kilka tygodni skontaktuje się ze mną fizjoterapeuta. Urządzenie w jakimś stopniu jest refundowane, jednak całą papierologią związaną z NFZ (w 2019 roku lekarz wydawał zlecenie na sprzęt medyczny i NFZ musiał je potwierdzić) zajęła się pani doktor, ów fizjoterapeuta i sklep, z którego urządzenie pochodzi. W praktyce oznaczało to, że pewnego dnia zadzwonił do mnie uprzejmy pan Tomek, umówił się na konkretny termin, podjechał z urządzeniem, poustawiał w nim wszystko, dobraliśmy odpowiednią maskę na twarz, pogadaliśmy chwilę, podpisałam stosowne papiery i w serdeczności się pożegnaliśmy, natomiast moją część odpłatności za maszynkę mam zapłacić, gdy sklep przyśle fakturę. Od miesiąca więc korzystam i śpię o wiele lepiej, trwając w oczekiwaniu na ową fakturę.
Jakie efekty? Mi z maszynką śpi się bardzo dobrze. Podobno niektórzy źle na nią reagują bojąc się, że się uduszą, ja jakoś żadnych takich lęków nie mam. Jej działanie polega na tym, że wtłaczając powietrze do dróg oddechowych wyrównuje ona ciśnienie w jamie ustnej i gardle. Jak łatwo się domyślić – uczucie opuchnięcia całkowicie zniknęło. Cały ten wskaźnik AHI spadł i waha się średnio w okolicach 18-20 bezdechów na godzinę spania. Urządzenie jest cichusieńkie, więc nie przeszkadza również mojemu mężowi (co ciekawe – moje chrapanie, które innych budziło w środku nocy – również mężowi nie przeszkadzało; to się nazywa „przystosowanie do życia”!). Wyposażone jest również wygodną i dostosowaną torbę, więc łatwo będzie brać je ze sobą na wszelkiej maści wyjazdy. Z kolei na wizytę kontrolną (planuję na przynajmniej jedną podjechać) mogę zabrać ze sobą tylko kartę pamięci, gdyż pani doktor dysponuje oprogramowaniem, które je zczyta. Wszystko jest tak inteligentne, że jeśli lekarka coś zmieni mi w ustawieniach, to karta włożona do maszynki dostosuje ją do nowych wytycznych. Powoli normuję również godziny spania, a kładzenie się przed północą zrobiłam jednym z postanowień noworocznych. Czekam więc jeszcze tylko na ten moment, kiedy zacznę łatwiej chudnąć…