O tak! Bo wieś to magiczne miejsce. To tu będziesz podziwiać cudne wschody i zachody słońca, mijać bociany z odległości 15 metrów i karmić sarenki sięgając przez własne ogrodzenie. To tu szczekanie psa sąsiada oznajmi ci o kimś obcym w pobliżu, a muczenie krowy przypomni, że zbliża się południe. To tu… poznasz wszystkie możliwe pełzające i latające owady występujące w Polsce.
Ja z tych, którzy naprawdę, NAPRAWDĘ boją się pająków. Znaczy, nie tylko pająków, ale wszystkiego, co jest małe, ma maleńkie odnóża i może chcieć chodzić po mojej skórze. Brrr! Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w mieście i miałam nieproszonych gości w łazience (ahh, ta hydraulika!), tłukłam wszystko na śmierć! O!
Potem poznałam jeszcze wtedy nie męża. W bardzo niedługim czasie okazało się, że mój serca wybranek nie zabija. Nie, żeby ludzi nie zabijał (wypadałoby!), ale że niczego, NICZEGO nie zabija. Od tego czasu, ilekroć utłukłam z piskiem jakiegoś Bogu ducha winnego pająka, słyszałam wyrzut: „Jak mogłaś to zrobić?”
Więc dogadaliśmy się. Długi czas było tak, że kiedy widziałam pająka, niezwłocznie po opanowaniu pisku wołałam mojego jeszcze wtedy nie męża, a on prawie głaszcząc po grzbiecie wynosił stworzonko na balkon życząc mu szczęścia na nowej drodze życia.
Któregoś jednak dnia się przeprowadziliśmy.
Pamiętam, jak dziś, mojego już wtedy męża stojącego któregoś poranka w przedpokoju i ze zdziwieniem wpatrującego się w białe kafelki położone na podłodze. Co tam? – spytałam. Nic. Nic. Właśnie obserwuję jakieś stado mrówek – usłyszałam w odpowiedzi. A gdy spojrzałam, to i ja ujrzałam dwa mini szpalery mrówek dziarsko drepczących: jeden w kierunku kuchni, drugi – w przeciwną stronę.
Nastało lato. A kiedy nastało pierwsze nasze wspólne wiejskie lato zrozumiałam wierszyk, który mój tato recytował przez całe me życie średnio w tej właśnie okolicy pory roku. Zacytuję.
[su_quote cite=”Tato”]Srali muchy, będzie wiosna, będzie lepiej trawa rosła.[/su_quote]
Bo lato na wsi to nie tylko piękne, długie dni, poranki o wschodach słońca i grill przy zachodach. Lato na wsi to budząca cię swędząca skóra o trzeciej nad ranem – pory pobudki komarów, pchające się do domu muchy w takich ilościach, że się zastanawiasz, czy sąsiad nie prowadzi ich hodowli, ślimaki obgryzające bratki w takim tempie, że trzepoczesz rzęsami z niedowierzaniem i… pająki.
Ale wieś to miejsce, w którym nagle okazuje się, że pająk to już nie twój największy łazienkowy wróg. Ale że pająk to twój przyjaciel. Bo kiedy widzisz pajęczynę pełną tego, co dzięki niej nie wleciało ci do domu to już poważnie, dwa pięć razy się zastanawiasz, czy aby na pewno ją z tego kąta w oknie omiatać.
Tak. Nadal mój mąż wynosi na moją prośbę z domu i życzy im wszystkiego dobrego. Ale teraz już i ja (na razie mentalnie) głaszczę je po grzbiecie, kiedy to robi!