CHirurgiczne Leczenie Otyłości – przeszłam na drugą stronę lustra

Udało się! Yyyy to znaczy – przeżyłam. Miałam operację resekcji żołądka – sleeve i się po niej obudziłam. Czy się bałam? Oczywiście okrutnie, ale zacznijmy od początku.

Zabieg miałam zaplanowany na 27 maja 2021 roku. Przed nim musiałam wykonać zestaw badań i przeprowadzić kilka konsultacji ze specjalistami, po czym z gotowymi wynikami zostałam zakwalifikowana na oddział chirurgii w Krapkowickim Centrum Zdrowia. Na oddział miałam zgłosić się dzień wcześniej, na czczo w godzinach między 9 a 12:00, z kompletem wyników badań i tak też uczyniłam. Na izbie przyjęć zrobiono mi test na COVID, pobrano krew i pokazano, w jakich miejscach będę miała rany po zabiegu.

Pobyt w szpitalu – co zabrać?

Pobytów w szpitalu nie mam na swoim koncie zbyt wiele. To była moja pierwsza operacja w życiu, a wcześniej dwa razy kładłam się do szpitala w Białej (pod Prudnikiem) na diagnostykę kardiologiczną. Trochę więc poszperałam w Internecie i na grupach CHLOrkowych szukając informacji, co w ogóle ze sobą wziąć. Ostatecznie zdecydowałam się na:

  • spodnie dresowe, kilka koszulek bawełnianych, zapas bielizny i bluzę dresową,
  • przybory higieniczno-toaletowe (pasta do zębów, szczoteczka, płyn pod prysznic, chusteczki wilgotne, chusteczki zwykłe, szampon, podpaski, dezodorant w sztyfcie itp),
  • książki do poczytania,
  • ładowarkę do telefonu + smartfon,
  • słuchawki do telefonu,
  • sztućce i jakiś mały talerzyk,
  • klapki i kapcie,
  • butelkę z filtrem na wodę (pomyślałam – i słusznie! – że lepiej będzie ją uzupełniać wodą z kranu, niż nosić dodatkowe butelki).

Dwa tipy wyczytałam na grupach. Po pierwsze – dobrze jest wypakować się tak, by wszystko było w szafce jak najwyżej, ponieważ po operacji bardzo ciężko jest się schylać. I po drugie – chusteczki nawilżane potrafią uratować życie (dokładnie tak było w moim przypadku, ale o tym za chwilę).

Pobyt w szpitalu i zabieg – jak to wygląda w praktyce?

Na oddziale trafiłam do 4 osobowej w pełni zajętej sali. Szybko jednak okazało się, że jedna z pacjentek opuściła go jeszcze tego samego dnia, a druga nazajutrz. I dobrze, bo na czas zabiegu (czwartek) i rekonwalescencji (piątek + weekend) zostałyśmy na sali we dwie. Jeszcze w dniu przyjęcia wieczorem miałyśmy spotkanie z dr Szwedowskim – anestezjologiem. Wspólnie zgodziliśmy się, że jestem obecnie w najlepszym możliwym stanie przed operacyjnym i dowiedziałam się, że następnego dnia będę druga w kolejce na zabieg. Na noc dostałam jeszcze coś delikatnego, co pomogło mi zasnąć…

Z rana, w dniu operacji, miałam trzy zadania. Najpierw pójść pod prysznic, wykąpać się z użyciem specjalnej gąbki nasączonej czymś dezynfekującym i założyć specjalną koszulę – wszystko to otrzymałam przy przyjęciu na oddział. Później założyć, również otrzymane od pielęgniarek, rajstopy uciskowe (niestety nie dałam rady i poprosiłam pielęgniarkę, udało się dopiero wspólnymi siłami). I na koniec – czekać na obchód i zabieg…

Podczas obchodu dr Krasowski wyrysował nam na brzuszkach miejsca cięcia (moja współlokatorka miała zabieg wstawiania siatki na przepuklinę brzuszną), upewnił się, że nie mamy już żadnych więcej pytań i wszyscy z uśmiechem życzyliśmy sobie powodzenia. Chwilę później zabrano moją towarzyszkę niedoli, jednak po około 10 minutach wróciła. Okazało się, że to ja jestem pierwsza w kolejce. Dr Szwedowski zalecił, żebym na blok operacyjny pojechała z CPAPem (urządzenie do wspomagania oddychania podczas snu przy bezdechu sennym), więc wraz z pielęgniarkami zapakowałyśmy go na łóżko, w drzwiach dano mi jeszcze tabletkę na uspokojenie i wywieziono na blok operacyjny. Muszę przyznać, że to przedziwne uczucie jest jechać na łóżku patrząc tylko w sufit. Dzięki zamieszaniu z kolejnością operacji zdążyłam jeszcze tylko w drodze zmówić „Pod Twoją obronę”…

Zaskoczeniem życia okazało się dla mnie, że ja, która od zawsze bałam się szpitali: że nie usnę, że nie oddam kontroli, że rozmyślę się przed samym zabiegiem, że mnie nie uśpią na operację, że się nie dam, że spierdolę ucieknę im z oddziału, zasnęłam już na sali przygotowawczej jeszcze przed wjazdem na salę operacyjną! W ogóle okazało się, że naprawdę nie taki diabeł straszny, jak go malują. Mój strach, ogromny strach przed wszelkiego rodzaju zabiegami i operacjami, zniknął już po pierwszym założeniu wenflonu. Uświadomiłam sobie wtedy, że w zasadzie nie boję się tak do końca tego, co będą mi robić. Boję się tylko, że będzie bolało.

Pobyt w szpitalu – po operacji sleeve

Pierwsze, co pamiętam po operacji, to sympatyczny głos anestezjologa: „Pani Kasiu, budzimy się!” na sali pooperacyjnej. Ze względu na bezdech senny pospałam tam dłużej, niż wszyscy, bo dr Szwedowski, który mnie budził, właśnie kończył swój dyżur. Zbliżała się 15:00. Podobno wcześniej przytomna i o własnych siłach przeszłam z łózka sali operacyjnej na drugie łóżko, ale nic z tego nie pamiętam. Po powrocie na oddział dalej głównie spałam z przerwami na czynności pielęgniarskie (np. w nocy pozwoliłam w końcu przebrać sobie tą operacyjną koszulę). To właśnie wtedy przydały się wilgotne chusteczki – zdecydowanie bowiem nie miałam ani sił, ani ochoty na jakiekolwiek prysznice. Przez resztę dnia mogłam spokojnie popijać wodę.

W piątek przed południem nastąpiło badanie szczelności żołądka. Polegało na tym, że podano mi płyn do picia (nie chcę jakoś mega narzekać, ale smaczny to on nie był…) i w trakcie robiono zdjęcia RTG. Po badaniu otrzymałam pierwszy miks – nawet dobry w smaku i na szczęście ciepły – jako posiłek. Na koniec swojego dyżuru odwiedził mnie dr Krasowski, potwierdził, że badanie wyszło dobrze, zalecił jedzenie miksów w ilościach, jakie tylko są możliwe, popijanie, ile tylko się da i życzył wszystkiego dobrego.

W kolejnych dwóch dniach było już tylko lepiej. Na posiłki otrzymywałam miksy, z których udawało mi się zjeść po 4-6 łyżeczek. W sobotę po południu wyszłam już z łóżka i posiedziałyśmy oglądając III część „Władcy pierścieni”. W ogóle z każdą chwilą – mimo bólu – co raz bardziej i bardziej ciągnęło nas do pozycji pionowej i co raz mniej i mniej wygodne stawało się szpitalne łóżko.

W niedzielę obie zostałyśmy wypuszczone do domu. Same nie mogłyśmy się doczekać, obie byłyśmy już na doustnych środkach przeciwbólowych, rany fajnie się goiły – nie było co zwlekać. Zaopatrzone w dokumentację medyczną, po przegadaniu medycznych zaleceń i wymienieniu się znajomością na Facebooku pożyczyłyśmy sobie wszystkiego dobrego i każda z nas udała się w swoją stronę.

Życie CHLOrka po operacji sleeve

Pierwszym, najgłówniejszym zaleceniem pooperacyjnym było: nie dźwigać. Żadnego wielkiego wysiłku fizycznego. Chodzić – tak, zakupy – owszem, ale dźwiganie – maksymalnie do 5 kilogramów. Jeszcze w szpitalu wszyscy upewnili się, że mam od p. Magdy, dietetyczki z Nutrikona, zalecenia dotyczące diety, więc odszperałam ten plik na poczcie mailowej. Zgodnie z wytycznymi przez pierwsze 7-8 dni po operacji miałam żywić się głównie papkami, miksami, musami owocowymi i ewentualnie suplementować dodatkowym białkiem. Jeść przynajmniej 5 razy dziennie, po około 100-150 gram i pić, ile tylko się zmieści (najlepiej jak najbliżej 1000 ml/dzień).

W domu akurat mieliśmy remont. Yyyy… To znaczy wymianę instalacji elektrycznej. Wiedziałam więc, że nie będzie możliwości ani czasu na przygotowywanie złożonych posiłków i zaopatrzyłam się w kupne: zupki i potrawki BoboVita dla 5-8 miesięcznych dzieci, gotowe kaszki, skyry, jogurty, musy owocowe i białko Nestle Resource instant protein. To wystarczyło, by organizmowi dostarczać około 700-900 kcal dziennie i odpowiednią ilość białka.

8 dnia po operacji – zgodnie z zaleceniami – zaczęłam po woli wprowadzać produkty stałe. Najpierw łososia wędzonego, potem rosołek z makaronem od teściowej, pieczywko, ogórka zielonego, pomidora, kiełbaski cielęce itp. Porcje nadal minimalne (100-150 gr jedzenia to naprawdę mało w stosunku do tego, co jedzą normalnie dorośli), ale wystarczające. Szybko zauważyłam, że wszystko płynne i miękkie wchodzi w delikatnie większych ilościach niż suche.

Po dwóch tygodniach zaczęłam jeść normalnie. Przy czym moje „normalnie” to nadal minimalne ilości (więcej po prostu nie wchodzi, a jeśli się coś dociśnie, to bardzo nieprzyjemnie się to odczuwa), ale już wszystko to, na co mam ochotę i co lubię. Zamieniłam talerz na deserowy, żeby posiłek jako tako wyglądał i jem mniej więcej to, co pozostali członkowie rodziny. Na razie nie znalazłam produktu, który by – jak to CHLOrki mawiają – w ogóle nie wchodził i bardzo mnie to cieszy. Obawiałam się przed operacją, że może skończyć się na podwójnym gotowaniu po niej, ale na szczęście nie ma takiej potrzeby.

Szwy z ran pooperacyjnych zostały mi ściągnięte jakoś po tygodniu od wyjścia ze szpitala (uwaga – to w ogóle nie bolało!). Rany fajnie się goją, więc teraz z niecierpliwością czekam na możliwość pójścia na basen. Ból ran ustąpił jakoś po 3 tygodniach od zabiegu – dziś nawet leżąc na brzuchu już w ogóle ich nie czuję. Blizny? Tak, podejrzewam, że pozostaną. Myślę sobie jednak, że może to i lepiej. Niech mi towarzyszą. Ku pamięci.

Od operacji trochę myślę o sobie i traktuję się jak niemowlaka. Dziś 35 doba po zabiegu, a ja nadal staram się nie podnosić większych ciężarów i sporo więcej myślę o tym, co i kiedy będę jeść niż przed operacją. Czy planuję posiłki? Nie do końca i nie każdy, ale myślę o tym, co jem i wybieram produkty bardziej wartościowe. Procentowo jem zdecydowanie więcej ryb, warzyw i owoców niż wcześniej. Po operacji mam też większą wrażliwość na słodkie. Zmniejszyłam o 2/3 ilość cukru w kawie czy herbacie, a słodycze smakują mi teraz w ogóle za słodko i szybko mnie – jak mawia dzisiejsza młodzież – „zamulają”.

Głodu fizycznego praktycznie nie czuję. Pojawia się czasem odczucie ssania i taki dziwny ucisk żołądka, ale wtedy zastanawiam się nad emocjami, jakie w tych momentach odczuwam. To pewnie temat na osobny post, ale w skrócie zauważam, że to, co dotychczas nazywałam głodem, raczej nie ma z nim nic wspólnego…

Waga? Waga też spada. Dziś, w 35 dobie po zabiegu, waga wskazała prawie 12 kg na minusie! 👍💪😍

5 1 vote
Article Rating

Może cię też zainteresować...

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnieszka
Agnieszka
2 lat temu

Gratulacje! Cieszę się, że w końcu dopięłaś swego i wszystko jest na dobrej drodze. Życzę dużo zdrowia i dalszych sukcesów!!!

trackback

[…] przeszłam w końcu zabieg rękawowej resekcji żołądka Sleeve – (poczytaj o przygotowaniach i samym zabiegu) i od tego czasu każdego dnia uczę się dobrze siebie traktować. Zarówno odnośnie jedzenia […]