pierwsza wizyta w banku po kredyt

Ile jest procent w procentach, czyli wizyta w banku po kredyt

Do banku poszliśmy raz. No, tak dokładniej to razy dwa. Pierwszy i – na samym początku, żeby rozejrzeć się w możliwościach. Drugi, żeby podpisać umowę kredytową. Jakim cudem? Ano właśnie…

Podczas pierwszej wizyty dowiedzieliśmy się dużo. Przemiła pani doradca objaśniła nam działanie i zasady kredytu hipotecznego i wszystkie skróty i zwroty z umowy. Przeszliśmy punkt po punkcie moje notatki i pytania przyniesione w kalendarzu, a później przeanalizowaliśmy umowę kredytową. To było mega doświadczenie! Co z tego, skoro na koniec wyliczyliśmy naszą zdolność kredytową i dowiedzieliśmy się, że:

[su_quote cite=”Doradca z banku”]Cóż. Najlepiej byłoby poszukać dodatkowych kredytobiorców, najlepiej z emeryturą. Porozmawiajcie może Państwo z rodzicami…[/su_quote]

Nie było takiej opcji. Z różnych przyczyn, więc nie będę wnikać w szczegóły. Odchorowaliśmy tę wizytę, znaczy mój jeszcze wtedy nie mąż to prawie w ogóle zwątpił w to, że kiedykolwiek kupimy ten „domek z ogródkiem”…

A potem, kiedy nam przeszło rozczarowanie, postanowiliśmy się przygotować.

Po pierwsze – kupiliśmy książkę o kredycie hipotecznym. Nie tylko ją kupiliśmy, ale w dodatku przeczytaliśmy! Naprawdę. Dzień w dzień siadaliśmy wieczorkiem i czytaliśmy (mój wtedy nie mąż czytał na głos) i komentowaliśmy to, co do nas dotarło lub zmieniało nam myślenie.

Po drugie – ja spłaciłam swoje zobowiązania. Miałam jeszcze ostatnie kilka rat kredytu konsumenckiego i po prostu spłaciłam go do końca i zamknęłam rozdział.

Po trzecie – poszliśmy do doradcy kredytowego. Oczywiście najpierw poczytaliśmy opinie w Internecie, ale w końcu poszliśmy porozmawiać do Open Finanse, bo wyszliśmy z założenia, że na samej rozmowie przecież nic nie stracimy. Tam spotkaliśmy panią Magdę, która świetnie się w swojej roli sprawdziła. Wyszukała dla nas oferty do porównania. Wyszperała, który bank się zgodzi na pomysł, z jakim przyszliśmy (cały czas przecież nie mieliśmy 20% pieniężnego wkładu własnego). Znów przeanalizowała z nami umowę banku i wyjaśniła wszystko po kolei. Sprawdziła z nami księgę wieczystą i papiery znalezionego i wybranego przez nas domu. Dom kupowaliśmy bez pośrednictwa agencji nieruchomości, więc było to dla nas bardzo ważne. Umówiła nas w banku i u notariusza. No po prostu kompleksowo: od A do Z. Co ważne – przez cały czas współpracy odpisywała na maile i odbierała od nas telefony.

Po czwarte – w tak zwanym międzyczasie poszliśmy do banków, których oferty wyszukała nam pani Magda. co się okazało? Dziwny jest ten świat, bo dla „Klienta z ulicy” bank ma gorsze warunki niż dla pośrednika!

Jeśli dziś miałabym cokolwiek polecać, to tylko (oczywiście z głową i własnym rozsądkiem) korzystanie z usług doradcy kredytowego. A ty? Jakie masz doświadczenia?

0 0 votes
Article Rating

Może cię też zainteresować...

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments