Mówią, że Dom to jest tam, gdzie twój telefon automatycznie łączy się z WiFi. W zasadzie – gdyby tak było – powinnam być mieszkanką nie jednej z sieci restauracji McDonald’s (szczęśliwie dla obsługi tej „knajpy” nigdy nie mam przy sobie śpiworu 😉 ).
Kupując dom najpierw myśleliśmy o 150 m2. I nawet jeden taki oglądaliśmy. Na zdjęciach wyglądał świetnie. Na miejscu? Szukaliśmy się wzajemnie. A po powrocie nie byłam w stanie odtworzyć układu jego pomieszczeń!
Po tej wyprawie wiedzieliśmy jedno – 100 m2 to w zupełności nam wystarczy. Nawet w głowie zamiana 42 na 100 brzmi extra cool, co dopiero w czasoprzestrzeni. Takich więc domów szukaliśmy i taki dom znaleźliśmy. A kiedy zaczęliśmy przeprowadzkę szybko okazało się, że nasz po brzegi zapakowany rzeczami Opel Meriva i setki wnoszonych do domu rzeczy gdzieś giną, jakby w oczach, a przestrzeni nadal sporo pozostaje. I to przestrzeni niezajętej!
Od czasu do czasu dzwonią do nas i bliscy i znajomi. I jak to podczas rozmów bywa – pada jedno sztandarowe pytanie: „Co słychać?” Bardzo lubię ten efekt zaskoczenia, kiedy odpowiadam, że u mnie ok, a co u męża nie wiem, bo pracuje na górze i spotkamy się w przerwie w pracy na kawie, albo dopiero na obiedzie. A! No i pies nasz też lubi od czasu do czasu sobie poleżeć. W samotności. Więc idzie sobie wtedy na górę!
Po roku pojechaliśmy na pozostawione przez nas mieszkanie. Coś trzeba było załatwić, coś poogarniać, nowym ludziom je wynająć, więc się przedłużyło i zostaliśmy na noc. We dwoje. Z psem. I nagle w tych pustych kompletnie 3 pokojach z kuchnią zrobiło się ciasno. Bo jakoś tak przez cały czas każdy był z każdym…
Dwa lata od zakupu zaczyna w domu pomieszkiwać z nami ktoś trzeci. Życie bynajmniej nowelą nie jest i co jakiś czas gdzieś komuś pogarsza się zdrowie. Świetnie mieć dom, w którym zawsze dla dodatkowego kogoś kawałek podłogi i miejsce się znajdzie. Nowy człowiek to też i jego nowe przyzwyczajenia, więc miejsce ptaków (dwie papużki nimfy w dużej, przestrzennej klatce) zajął telewizor. W myśleniu o domu jakby zrobiło się miejsca mniej. W domu? Dom tej zmiany chyba nie odczuł…
Bo dom to nie miejsce, przestrzeń, czy ilość m2. Dom to kiedy ty i twoi bliscy pod jednym dachem się wzajemnie nie zabijacie!
My zaczynaliśmy od 48 metrów. Obecnie mamy ich ze 150 a nadal się zabijamy 😉
Własnie to jest w tym najcudowniejsze. Kiedy rano wstajesz i potykasz się o rozsypane klocki do tego depczesz piszczącą zabawkę psa. Taki dźwięk rano brzmi jak autoalarm. Tłumisz okrzyk bólu i zamierasz w bezruchu nasłuchując czy nikt się nie obudził. Kradniesz chwile samotności.
To jest właśnie miłość 🙂
Kiedy te 150 m to wciąż za mało a ty trwasz dzień po dniu 😉
Tak, potwierdzam. Ilość przestrzeni „maleje” wraz z upływem czasu 😉