Jestem zmęczona…
Jestem tak strasznie zmęczona, że najchętniej spałabym cały dzień… I co ciekawe – serio mogłabym spać całymi dniami…
Kilka spraw wydarzyło się od ostatnich wpisów, bo i trochę czasu minęło.
Po pierwsze – kontrola ze Starostwa Powiatowego
To długi temat. Zaczęło się od informacji, że przyjdą do nas osoby ze Starostwa na kontrolę. Oczywiście przyszły trzy panie w umówionym terminie. Skończyło (?) się na problemach dotyczących nieporządku w domu, braku naszej odpowiedzi na protokół pokontrolny, zastąpieniem naszej pani organizatorki pieczy zastępczej panią koordynatorką pieczy zastępczej, częstszymi wizytami PCPR i otrzymanymi dosłownie wczoraj postanowieniami pokontrolnymi Starostwa. Będzie w temacie osobny wpis, ale generalnie od sierpnia wiele czasu i energii nam pochłania wieczne ustosunkowywanie się i spotykanie się i niekończące się rozmowy o tym, jak PCPR może nam pomóc w wykształcaniu u dzieci odpowiednich nawyków… Ehh…
Po drugie – moje opuchnięte nogi
Trafiłam w końcu na manualny drenaż limfatyczny. Miałam przepisane 10 zabiegów i fizjoterapeutka dosłownie wcisnęła mnie w kolejkę. Gdzieś w okolicach 8 zabiegu zaczęła mi noga znów przesiąkać. To podobno normalne – po prostu przez skórę przecieka bezbarwny płyn i tworzy się ranka. Przerwałam zabiegi do wyleczenia, jednak ranka zaczęła się powiększać, a później jeszcze powiększać. W efekcie zrobiła mi się całkiem spora rana, którą leczyłam, jak umiałam, czyli oczyszczałam i robiłam opatrunki. Z czasem podudzie dodatkowo zaczęło boleć i gdy z bólu budziłam się w nocy – poszłam do lekarza rodzinnego.
– Pani powinna być pod stała opieką naczyniowca, który specjalizuje się w obrzękach limfatycznych – usłyszałam na wizycie.
– A może pan kogoś polecić? – spytałam.
– Niestety nie znam nikogo… – odparł pan doktor i przepisał mi opatrunki hydroskopijne (wsiąkające ów wydzielający się płyn).
Stosowanie tych opatrunków za dużo nie dało. Z jednej strony miałam wrażenie, że tego płynu wydobywa mi się co raz więcej i więcej, z drugiej – rana wciąż się delikatnie powiększała, a z trzeciej – szybko wyczułam, że doszło w niej do infekcji bakteryjnej…
Na szczęście pojawiło się „światełko w tunelu”. Od dr. Polewiaka (chirurg, który robił mi badanie przepływów w Opolu, polecam!) otrzymałam namiar na dr. Małgorzatę Krzemienowską w Opolu – kobietę, która ma doświadczenie i potrafi zarówno stosować bandażowanie kompresyjne, jak i wyprowadzać podobne rany. Znów poczułam się rozumiana i w końcu mam kogoś, kto zna odpowiedzi na moje pytania. Okazuje się więc, że:
- opatrunki przepisane przez rodzinnego są oczywiście dobre, ale jednak za słabe na tego typu ranę,
- bez bandażowania kompresyjnego nie ma opcji takiej rany wyleczyć,
- z bandażowaniem wyjdziemy również z obrzęków limfatycznych,
- że na tym etapie ręczny drenaż limfatyczny nie miał za bardzo szans powodzenia,
- tak, później pomyślimy o pończochach uciskowych,
- dobrze by było, gdybym trafiła do dr. Szuby we Wrocławiu – uff, bo wcześniej już go wygooglałam i jestem umówiona z nim na wizytę.
Po trzecie – jakiś taki ogólny… kryzys?
Naprawdę jestem zmęczona… Wprawdzie udało się popchnąć jeszcze jedną sprawę – byłam na pierwszej wizycie w poradni bariatrycznej i otrzymałam skierowanie na diagnostykę i mam termin na 16 marca 2020, więc wszystko małymi krokami posuwa się w dobrych kierunkach, ale ogromnie dużo energii wszelkie te procesy pochłaniają… Chyba potrzebowałabym tak z miesiąc, może dwa w ogóle nie pracować (albo na dosłownie pół gwizdka!), porządnie odpocząć, coś nie coś przemyśleć, nabrać dystansu i sił, odkryć sens tego, co robię…
Znów za tym zatęsknić..?
P.S. I jeszcze myszy nam wdarły się w tę jesień do domu…