Z pamiętnika matki – reasumując koronawirusa I połowy 2020

„Myślę sobie, że…” jesteśmy w niezłej dupie całkiem nieciekawej sytuacji. Wprawdzie 3 z hakiem miesięcy zdalnego nauczania przeżyliśmy, rok szkolny zakończyliśmy, egzamin ósmoklasisty napisaliśmy. Yyyy… Nasz najstarszy napisał! Za nami również pierwszy miesiąc wakacji, więc lekko licząc cztery i pół miesiąca żyjemy razem z dzieciakami 24 godziny na dobę, obijając się o siebie i pogłębiając wspólne relacje. Z niecierpliwością i pewną dozą niedowierzania oczekujemy informacji i decyzji dotyczących naszej rzeczywistości od września…

Dziś postanowiłam siąść do pewnego podsumowania. Bo wychowawczyni naszego ósmoklasisty podkreśla od początku tego zamieszania, że to wyjątkowy rok, że wyjątkowy czas, że zapiszemy się w historii (boję się pytać jakimi zgłoskami, bo to tejże właśnie historii ona nauczycielką jest), więc może dobrze swoje refleksje (po? w trakcie? przed?) ocalić od zapomnienia? Także ten, w tak zwanym międzyczasie…

Dowiedzieliśmy się konkretnie, jak wyglądają zajęcia naszych dzieci w szkole z poszczególnych przedmiotów i cóż… delikatnie rzecz ujmując – nie wygląda to dobrze (by nie podsumować tego czasu jednym słowem – FARSA!), dość rzec, że gdybym kiedykolwiek na jakimkolwiek etacie w taki sposób podchodziła do swojej pracy, raczej nie przetrwałabym w niej okresu próbnego.

Staliśmy się bezpłatnie nauczycielami, rodzicami i managerami w jednym: wprawdzie podzieliliśmy się dziećmi, ale z większości zajęć to na nas spadła niestety rola tłumaczącego konkretne zagadnienia z przedmiotów wszelakich (jak dobrze, że oboje coś tam jeszcze z podstawówki pamiętamy!) i pomoc w zorganizowaniu się dzieciakom, by wszystko było odsyłane na czas.

Z dnia na dzień musieliśmy poznać kilka różnych narzędzi i aplikacji (przecież nie można się dogadać i korzystać z każdego przedmiotu z tych samych) – o ile sami jesteśmy w miarę technologicznie ogarnięci i może nie sprawiło nam to ogromnego trudu, ale: po pierwsze – okazało się, że nauczyciele chcą kontaktować się z dziećmi za pomocą narzędzi, które w ich wieku nie są dla nich dostępne, po drugie – korzystania z tych narzędzi trzeba było nauczyć dzieciaki lub pozakładać w nich nasze, dorosłe konta i przydzielać im dostępy i po następne – niestety Internet (wcale mu się nie dziwię!) w naszej wsi nie chciał nie raz tego „pociągnąć” (tak, nie wszyscy mieszkamy w zasięgu tych super hiper mega szybko śmigających łączy).

Niestety wraz z przedłużaniem czasu zamknięcia szkół malały nasze zasoby sił i możliwości, by utrzymać naszą pracę zawodową – dziś nie wiem, jak dalej potoczą się losy naszej firmy, ale widzę, że głowy mamy zajęte zupełnie czym innym, praktycznie po czerwcu jesteśmy przemęczeni i odbija się to na naszych współpracach z Klientami.

Nie wiadomo w sumie jeszcze, co czeka nas w najbliższych miesiącach, ale na czas zamknięcia szkoły mieliśmy wypożyczony jeden komputer (najpierw stacjonarny, niestety narzędzia do nauki zdalnej na nim nie „chodziły”, później szkoła zakupiła laptopy i w ostatnim miesiącu nam wymienili, więc było już lepiej), natomiast gdzieś w okolicach maja/czerwca PCPR zaczął zbierać nasze zapotrzebowanie na sprzęt (na tzw. wszelki wypadek) i czekamy na decyzję (chodzą plotki, że samorządy otrzymały środki na doposażenie rodzin zastępczych).

Udało nam się załapać na zwolnienie z opłacania ZUSu przez 3 miesiące oraz bezzwrotną pożyczkę dla firm i (chyba, bo PCPR nadal załatwia formalności) na bony turystyczne – to spore plusy całej tej sytuacji.

W czerwcu wróciły już normalnie zajęcia w szkole baletowej, więc i nasze wypady do Opola zrobiły się częstsze, a tak, to w całym tym czasie spooooooro zaoszczędziliśmy na paliwie.

Zdrowotnie – przeniesiono mi diagnostykę do zabiegu na żołądku z 15 marca (dokładnie w ten dzień zamknięto oddział) na nie wiadomo kiedy („Będziemy do Państwa dzwonić w pierwszej kolejności” – do dziś nie zadzwoniono), skierowania otrzymałam podczas telefonicznej wizyty lekarskiej, recepty wypisywane są w trybie: proszę wrzucić karteczkę do skrzynki przy drzwiach przychodni, a potem przychodzi SMS z odpowiednim kodem, natomiast wizyta u dermatologa we wrześniu to jeszcze nie wiadomo, czy będzie telefoniczna (przypominam – dermatologa i to pierwsza wizyta!), czy będę mogła się pojawić i pokazać skórę i to, co się z nią dzieje.

Nagle okazało się, że wiele spraw urzędowych da się i można załatwić zdalnie, że w urzędach mają skrzynki mailowe, że recepta może być elektroniczna, że i dopisać się do spisu wyborców możne przez Internet.

Rodzinnie, przyjacielsko i znajomościowo to nie wiadomo co i jak, bo był i taki moment, że nawet rodzice lekko się wystraszyli i nie spotkaliśmy się jednak w Wielkanoc na kaffce, potem zaczęliśmy jednak z pewnym opóźnieniem sezon grillowy, ale nadal nie bardzo wiadomo, kto chce się spotykać, a kto raczej unika, więc chyba ludzie do siebie z propozycjami raczej nie dzwonią – tak jakoś bardziej obco się zrobiło.

Społecznościowo – mam wrażenie, że teraz jakby bardziej ludzie ludziom prędzej wilkami być skłonni niż przyjaciółmi, wyczuwam czasem taką aurę, czy spojrzenia, jakbyśmy wszyscy dla siebie nagle zaczęli być zagrożeniem, z resztą – z w połowie zakrytej twarzy trudno odczytać emocje, a uśmiechu to już się w ogóle nie zobaczy.

Osobiście nie wiem, naprawdę nie wiem, komu w tej chwili wierzyć, bo coś tam pamiętam z biologii o wirusach i wiem, że COVID-19 nie tyle nie zniknie, co pewnie zmutuje i i tak nie będzie na niego szczepionki, bo jednego dnia minister zdrowia mówi o tym, że maseczki nie działają, a dwa tygodnie później (rząd wprowadza nakaz ich noszenia) apeluje, byśmy dbali o nasze wspólne bezpieczeństwo i je wszędzie zakładali, bo zamknięto ludziom firmy na 3 miesiące, wiele innych zbankrutowało, w wielu branżach do dziś czuje się spadki przychodów, bo dosłownie wczoraj, podczas prywatnej wizyty lekarskiej (te na NFZ odbywają się przecież tylko telefonicznie) od nie pierwszej młodości specjalisty chirurga usłyszałam: „Proszę zadzwonić i umówić się na termin, nie przyjeżdżać, bo podobno wirus jakiś krąży…”

Kiedyś, dawno temu, podczas dojazdów do szkoły średniej, w jednym z autobusów zauważyłam drobny rysunek kuli ziemskiej. I obok dopisek. „Zatrzymajcie ten świat. Ja wysiadam!” Jakoś często ostatnio, z lekkim uśmiechem do tamtej chwili wracam…

 

5 1 vote
Article Rating

Może cię też zainteresować...

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnieszka
Agnieszka
3 lat temu

Z czwórką dzieci w domu, gdzie każdy ma swoje zajęcia on-line to nie lada wyczyn, a przetrwanie tego i nie pozabijanie się wzajemnie urasta w moich oczach do rangi mistrzostwa świata. Ja mam jedno dziecko, nastolatkę, a i tak w wakacje marzyłam o tym, aby tylko od września nie pozamykali szkół na nowo i aby poszła już do tej szkoły.
Absurdy w obecnym czasie sięgają zenitu i naprawdę potrzeba końskiego zdrowia, żeby przez to przebrnąć bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Pozdrawiam!